-Hej,maluchy-uśmiechnęłam się do nich,a one podbiegły do mnie i wtuliły się w moje nogi.Schyliłam się do nich i zaczęłam głaskać.Potem zaczęliśmy się ganiać.To było tak nadzwyczajne widząc,tak szczęśliwe,wilczątka,po mimo tego wszystkiego co ich otaczało.Podeszłam do Maki'ego i zdyszana,oparłam się o jego ramię.Chłopak zaśmiał mi się do ucha.
-Starzejesz się,dawniej biegałaś cały dzień-pocałował mnie w spocone czoło
-Tak,ale nie w postaci człowieka,przytuliłam się do niego,a on zgarnął mi włosy z czoła,przez dłuższą chwilę,patrzeliśmy się sobie w oczy.Poczułam,że coś ciągnie mnie za suknię.Odwróciłam się w tamtą stronę,przed mną stały trzy małe wadery.Patrzyły na nas zawstydzone.
-Chodzicie z sobą?-spytała się jedna,z pięknymi ciemno zielonymi oczami
-Co...nie-odpowiedziałam,lekko zdziwiona jej pytaniem
-To czemu on tak na ciebie patrzy?-spytała druga
-A ty na niego?
-Bo...go...yyy...no...kocham,ale to nie znaczy,że od razu jest moim partnerem-poczułam koło swojego ucha oddech Maki'ego.Dostałam gęsiej skórki,gdy pocałował mnie w kark.
-W końcu się przyznałaś-szepnął
-On cię pocałował!-krzyknęła najmłodsza,która jak dotychczas się nie odzywała
-Będziecie z sobą chodzić,bo wiesz on cie też kocha...też chcę mieć kiedyś kogoś takiego jak on-powiedziała ta z ładnymi oczami i zamrugała słodko
-Będziesz,miała,nawet lepszego-uśmiechnęłam się do niej-a teraz idźcie się bawić-wadery zaczęły piszczeć i przekrzykiwać się nawzajem,jak słodko razem wyglądamy.Maki,pociągnął mnie dalej,po paru minutach marszu znaleźliśmy się koło przepięknego drzewa.
-Wow-westchnęłam.Chłopak poprowadził mnie na ławkę obok drzewa
-Nie mają tu wstępu-usiedliśmy,wtuliłam się w niego
-Czemu?-położył rękę na moich ramionach i zaczął bawić się moimi włosami
-Uważają to za miejsce,warte tylko naprawdę zakochanych...a oni nie biorą ślubów z miłości,wszystkie są ustawione przez rodziców-pocałował mnie w policzek
-Smutne
-Wiele rzeczy tu jest smutnych
-Bardzo wiele-zmusił mnie abym usiadła,na jego kolanach,przodem do jego twarzy.
-Ale przez tą chwilę,kiedy tu jesteś oni się śmieją,są szczęśliwy...i ja jestem szczęśliwy-jego usta były blisko moich czułam jego oddech,wszystko we mnie szalało,nie widziałam niczego poza nim,chciałam być jego-kocham cię,Tyvso-pocałował mnie,jednak to nie był taki pocałunek jak zawsze,ten był delikatniejszy i niósł w sobie obietnicę,że zawsze kiedy będziemy razem,będzie nam dobrze.Odsunęłam się od niego.
-Ja ciebie też-przytuliłam się do niego-ale,eh powinnam ci o czymś powiedzieć,wczoraj,gdy byłam w komnacie z Sanem,on mi się oświadczył i...i ja powiedziałam tak-przerwałam na chwilę i spojrzałam w jego oczy,nie wyrażały nic.Po twarzy pociekła mi łza-chciałam,żeby było normalnie,a wiesz jak jest tradycja w twojej rodzinie?
-Ale...może nie...-starał się mnie pocieszyć-...Seanit musi cię zbadać
-Dzisiaj jeszcze nie będzie wiadomo
-Eh,dlaczego to zrobiłaś?-mówił spokojnie,jednak wiedziałam,że nie wie co zrobić
-Miałam nadzieję...że go...kocham-rozpłakałam się na dobre
-Następnym razem słuchaj się Moon,od razu-kiwnęłam głową na tak,a potem obydwoje zamilkliśmy.Zsunęłam się z niego i usiadłam obok,po czym wtuliłam się w jego ramię.Siedzieliśmy tak dłuższy czas,aż w końcu poczułam,że moje powieki robią się ciężkie,zasnęłam.
C.D.N
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz