- Jasne. -odparłam. Zaburczało mi w brzuchu. Nie jadłam dzisiaj śniadania, ani wczoraj kolacji. Uśmiechnęłam się do niego przepraszająco.
- Jesteś głodna? -zapytał.
- Tylko trochę.
- Poczekaj przy wyjściu, ja za chwilę wrócę. -rzekł do mnie i zszedł schodami na dół. Chciałam mu powiedzieć, żeby się nie przejmował, ale kolejny odgłos z mojego brzucha, zamknął mi usta. Skierowałam się do wyjścia. Owionął mnie chłodny wiatr. Usiadłam pod drzewem i czekałam na niego. Pomyślałam sobie, że miałam go nie spuszczać z oka. Ale co on mógł niby zrobić? Popatrzyłam na kręcące się wilki. Widać było, że szykują się do wojny. Wiele nosiło broń, inni pakowali prowiant, a jeszcze inni rozdawało zbroje. Tylko jeden wilk nie pasował mi do całej tej grupy. Kręcił się w kółko, próbował pytać wilki o coś, ale one go ignorowały. Był to dużych rozmiarów basior, o kolorze futra czerwono czarnym. Oczy miał również koloru krwi. W końcu zauważył, że mu się przyglądam. Podszedł do mnie i uśmiechnął się. Kąciki ust uniosły mi się ku górze. Wydawał mi się miły.
- Cześć, jestem Zero BlackFire. Dla przyjaciół Zero. -powiedział.
- Cześć. Szukasz czegoś? -spytałam.
- Szczerze to tak. Szukam waszej Alfy. -odpowiedział. - Chciałem dołączyć do waszej watahy.
- Jesteś tego pewien? -zapytałam tajemniczo. W oczach tańczyły mi iskierki rozbawienia.
- A czemu mam nie być?
- Tak tylko pytam. Możesz trafić na bardzo wredne osoby.
- Masz na myśli siebie? -zapytał unosząc brew. Chyba mi nie uwierzył.
- Oczywiście. -roześmiałam się. -Pierwsze spotkanie i trafiasz na najwredniejszą waderę w watasze. Masz szczęście.
- I tak ci nie wierzę. Wydajesz się ciepłą osóbką.
- Uważaj. Róże często mają kolce.
Uśmiechnął się z rozbawieniem. Przyjrzałam się moim pazurom.
- Albo pazury. -dodałam.
- To wiesz jak dojść do komnaty Alfy? -spytał. Jak widać nie zdążył wymyślić dobrej riposty.
- Jasne. Wejdź do zamku. Potem na 3 piętro. Drzwi na samym środku. Albo inne piętro. Nie pamiętam dokładnie.
- Dzięki.
Już miał odejść, ale zapytał się jeszcze:
- Jak masz na imię, różo?
- Mam skłamać czy powiedzieć prawdę?
- Jak wolisz.
- Elena. Teraz sam musisz się dowiedzieć, czy to moje prawdziwe imię. I nie nazywaj mnie różą.
- Jasne, różo.
Poszedł do zamku. To była najbardziej niezobowiązująca rozmowa jaką odbyłam ostatnio. Bez krzyków, płaczu. Tylko z sarkazmem i rozbawieniem. Przyszedł Alex. Był obładowany jedzeniem.
- Kto to będzie jadł? -zapytałam z niedowierzaniem?
- No my. Ja też nie jadłem śniadania.
- Musisz mieć naprawdę głęboki żołądek.
- Tylko troszkę.
Poszliśmy nad zatokę. Było tam przepięknie. Wchodziło się przez krótki tunel obwieszony lianami i bluszczem. A w środku.. słońce. Przepiękne. Nigdy nie widziałam słońca. Było niesamowite. Wielka kula ognia zawieszona na niebie. I było ciepło. Woda tak pięknie się błyszczała. Pół godziny po jedzeniu weszliśmy do wody. Rzadko pływałam, ale okazało się to łatwiejsze niż myślałam. W końcu, gdy byliśmy już okropnie zmęczeni położyliśmy się na plaży i zaczęliśmy rozmawiać. Alex pytał mnie o takie błahe rzeczy. O mój ulubiony kolor, miejsce do którego lubię chodzić, spod jakiego jestem znaku zodiaku. Ale było to nawet przyjemne. A czas mijał. Ale oczywiście co dobre szybko się kończy. Nad zatokę przybył jakiś wilk. Alexowi zrzędła mina. Wilk zobaczył nas i szybko podszedł.
- Strasznie długo was szukałem. -wysapał. - Tyvsa prosi cię do siebie. Rozkazała to dwie godziny temu. Ale mówiła, żebyś się nie śpieszył.
- Idź. -powiedziałam. - To i tak było dawno. Pewnie już się nieciepliwi.
- Ale.. -próbował zaprotestować.
- No idź.
- No dobrze. -zgodził się niechętnie. Spojrzałam na posłańca.
- Pilnuj go. Nie może chodzić bez nadzoru. -rozkazałam.
- Dzięki, nianiu. -mruknął Alex.
- Nie ma za co. -odpowiedziałam z uśmiechem. Alex z posłańcem poszli sobie. Przez chwilę leżałam na piasku. W końcu miałam dość. Wstałam, otrzepałam się z piasku i wyszłam przez tunel. Godzinę chodziłam bez celu. Nie skupiałam się na tym, gdzie szłam. W końcu moje łapy zabrały mnie na Plażę. Po raz pierwszy zobaczyłam Morze Księżycowe. Nie bez powodu dostało taką nazwę. Miało kolor księżyca w pelni i świeciło się lekko jakimś dziwnym blaskiem. Nie byłam sama. Na plaży był Zero. Patrzył na mnie. Podeszłam do niego.
- Musisz przestać na mnie wpadać. -powiedział.
- To ty na mnie wpadasz, nie ja na ciebie.
- Ja byłem tu pierwszy. -zripostował.
- Ty byłeś pierwszy na plaży. A ja pierwsza w watasze. -Skrzywił się. - Czy coś źle powiedziałam?
<Dalsza część twoja, Zero.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz