Biegłam przez las trawiony ogniem ,a niedawno odbite nad prawą łopatką znamię bolało niemiłosiernie. Uciekłam ,czułam wolność ,a jednocześnie płomienie liżące moje ciało. Nie było czasu na przerwy. Trzeba było biec. Nie było innego wyboru. Biegłam coraz wolniej ,a płomienie parzyły moje zmęczone ucieczką łapy. Czułam okropny zapach palonej sierści. Czułam gorąco ognia. Paliło mnie w płucach, nie miałam czym oddychać. Skóra piekła i bolała. Miałam pokusę zatrzymać się ,ale to wiązało się z drobną zapłatą ,życiem. To jednak wolałam zachować. Czułam ,że moje łapy nie dadzą rady ,że upadnę i nie będzie ratunku. Zauważyłam jezioro. Bez namysłu wskoczyłam do lodowatej wody. Rany wolno goiły się. Woda tak na mnie wpływa. Nagle poczułam coś innego. Nie mogłam złapać oddechu. No tak ,jak usmażysz szprotkę to tez nie popłynie ,geniuszu -pomyślała. Miałam więc wybór. Umrzeć w wodzie mojej ojczyźnie lub biec w ogień i spalić się żywcem. Wyskoczyłam.
***
Biegłam przed siebie . Nagle płomienie zatrzymały się na jakiejś ścianie. Czarno przed oczami, zemdlałam.
***
Obudziłam się w jaskini. Patrzyło na mnie 4 wilków, dwie wadery ,dwa basiory. Ciemno przed oczami ,a z moich ust przemówiły delfy:
''Mars niedługo wojnę wypowie
Do walki poprowadzi przodków mrowie,
Bez wybrańców 7 przygotowania
Śmierć zostanie ofiarowana".
<Tyvsa, Alex, Elena, Zero?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz