,,Taaa, bo jeszcze ucieknę."pomyślałem z sarkazmem. Wszedłem do środka. Alfa leżała przy małej, która się już obudziła. Tyvsa spojrzała na mnie z dezaprobatą.
- A zapukać to nie łaska?
- Wybacz, tak często tu jestem, że wydaje mi się, jakby to był mój pokój. -odparłem niemiło.
- Jak tam randka z Eleną? -zapytała. Doskonale grała na moich nerwach.
- To nie była randka.
- Jasne... Jasne.
Spojrzała mi prosto w oczy. Poczułem swędzenie w tyle głowy.
- Co robisz? -zapytałem zaniepokojony.
- Nic, nic.
Odwróciła wzrok. Na jej pysku odmalował się szeroki uśmiech.
- Zastanowiłam się nad twoją propozycją. Wiesz, o byciu ojcem chrzestnym. Nie był to łatwy wybór. W końcu znam cię tylko od 2 dni. Niecałych.
Ze zniecierpliwością czekałem na to co powie. Tak bardzo mi na tym zależało.
- Ale.. pozwolę ci zostać ojcem chrzestnym.
Demetire patrzyła na mnie tymi swoimi pięknymi, małymi oczkami. Podeszłem do niej i uśmiechnąłem się. Mała niepewnie stanęła na tylne łapki, a przednie położyła mi na nosie. Popiskiwała cichutko. Jeszcze nie umiała mówić. Ale i tak zrozumiałem, że się cieszy.
- Przynajmniej wiem, że jesteś zdolny do miłości. -powiedziała do mnie Tyvsa. Spojrzałem na nią i nietrudno było dodać dwa do dwóch.
- Czytałaś mi w myślach, prawda? -spytałem z rezygnacją. Pokiwała potakująco głową.
- Spokojnie, nie powiem jej. -zapewniła mnie. Nie byłem tego na sto procent pewien, ale postanowiłem jej zaufać. Westchnąłem ciężko.
- Pa, Deme. Niedługo się zobaczymy. -mruknąłem do małej. Wstałem.
- Do zobaczenia, Alexie. Mam na dzieje, że ci się poszczęści. -rzekła Tyvsa. Rzuciłem jej poirytowane spojrzenie.
- Daruj sobie te aluzje. Cześć. -rzuciłem. Poszedłem szukać Eleny. Najpierw sprawdziłem, czy nadal jest nad zatoką. Nie było jej tam. Popytałem o nią trochę w okolicy i dowiedziałem się, że poszła na Plażę. Wyszedłem na piasek. Elena rozmawiała z jakimś basiorem. Od razu poczułem zazdrość. Nie jest to zbyt rycerskie odczucie, ale nic nie mogłem na to poradzić. Szybko do nich podszedłem.
-Elan, szukałem cię.-oznajmiłem, podchodząc do Eleny. -Co tu robisz?
-Wybrałam się na plaże, jak widzisz. -odpowiedziała beszczelnie.
-Kto to?-spytałem. Jego czerwone oczy patrzyły na mnie. Przeszedł mnie lekki dreszcz.
-A właśnie przedstawię was sobie.-powiedziała Elena.-Alex to jest Zero. Zero to jest Alex.
Wyciągnął łapę w moją stronę. Uścisnąłem ją.
-Miło mi-uśmiechnął się do mnie. Może źle go oceniłem? Zazdrość jednak pozostała.
-Mi też jest miło.-odwzajemnił uśmiech-Skąd się znacie?
-Pamiętasz jak poszedłeś po jedzenie?-spytała się mnie, ja przytaknąłem.-To wtedy właśnie poznałam Zero.
- A. -mruknąłem pod nosem. Zostawiłem ją zaledwie na chwilę, a już zawarła nowe znajomości. Szybka jest.
- A wy skąd się znacie? -zapytał się Zero. Odpowiedziałem pierwszy:
- Poznaliśmy się przedwczoraj. Elena mnie uratowała przed spłonięciem.
- Nieprawda. -zaprotestowała.
- To najszczersza prawda.
- To że umiem czytać aurę, nie znaczy, że cię uratowałam. Ja tylko powiedziałam prawdę. Nie lubię kłamać. -zaoponowała.
- Ale dowiedziałem się jednej rzeczy. -powiedział Zero. - Naprawdę masz na imię Elena, różo.
- Alex, wydałeś mnie. -rzuciła z uśmiechem. Zirytowało mnie jak Zero powiedział na nią róża. A ona jeszcze nie zaprotestowała!
- Wiem na przykład, że jesteś na coś zły. -powiedziała do mnie. Dopiero po chwili zorientowałem się znaczenia tych słów. I jaką by tu wymyślić wymówkę?
- Może troszkę. -próbowałem grać na czas.- Zdenerwowałem się szukaniem ciebie.
Raczej nie była przekonana. Dopiero teraz wpadłem na to, że mogła zobaczyć to, że kłamię. To był wielki minus zadawania się z czytaczką aur.
- Straszny z ciebie kłamca, Alex. Ale nieważne. Później to z ciebie wyciągnę. -powiedziała.
- A co niby czuje twój kolega? -spytałem. Z naciskiem na TWÓJ. Spojrzała na Zero. Wymienili spojrzenia. Elena lekko przytaknęła. Zero odpowiedział jej spojrzeniem pełnym ulgi.
- Szczerze, to nie wiem. Ma taki kolor, którego jeszcze nie znam. -skłamała. Nie musiałem umieć czytać aur, by wiedzieć, że to zrobiła.
- Może już chodźmy. -powiedziała do mnie.
- Co ty? Jesteś jego niańką? -spytał Zero.
- Można tak powiedzieć. Tyvsa mu nie ufa, więc ja mam go nadzorować. -odpowiedziała. Trochę było mi głupio, że daję się niańczyć.
- Cześć, Zero. Może się jeszcze spotkamy. -rzuciłem. Nawet ja czułem, że zabrzmiało to nieszczerze. Mimo to, że to nie była jego wina, to czułem, że go nie lubię.
- Jasne. Elena, mogę cię jeszcze na słówko? -zwrócił się do Eleny.
- Dobrze. Alex, idź już. Dogonię cię. -poprosiła. Odchodziłem powoli. Próbowałem stąpać, jak najciszej, by usłyszeć ich rozmowę. Od razu zaczęli mówić.
- Dziękuję. Nie chcę, by wszyscy to wiedzieli.-rzekł Zero.
- Ja też bym na twoim miejscu nie chciała. Ale to jest niepokojące. Ty chociaż wiesz co się z tobą dzieje?
- Nie. To się nigdy nie zdażało.
- Przyjdź do mnie po obiedzie. Spróbuję ci pomóc. Jakieś testy, czy coś.
- Nie chcę ci się narzucać.
- I tak bym się nudziła, a tak mam co robić.
- Dobrze. Chyba.
- Nie przesadzaj. Ja nie gryzę. Oczywiście, do czasu.-Uśmiechnęła się.
- I tak nie wierzę w to co mówisz. -odparł, również z uśmiechem. Głosy zaczęły robić się coraz bardziej niewyraźne. Gdy już nic nie słyszałem, to odwróciłem się i zawołałem Elenę.
- Jasne, już idę. -odkrzyknęła. Pożegnała się z Zero i podbiegła do mnie. Skierowaliśmy się w stronę twierdzy. Ocena końcowa:
Miły, uśmiechnięty wilk, ale i tak go nie lubię.
<Ciąg dalszy Eleny i Zero>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz