- Widzę, że jesteś zajęta.-wycedził. Od razu puściłam rękę Zero. On też nie czuł się z tym najlepiej.
- Nie za bardzo. Zero już wychodził. -Dałam basiorowi znak oczami.
- Nie. Nie przeszkadzajcie sobie. -Jego wściekłość robiła się coraz bardziej awanturnicza. -Chciałem, żebyś mi pomogła, ale jak widać, ktoś inny potrzebuję twojej pomocy.
- Alex. Zero już wychodził.-próbowałam załagodzić jego gniew. Nie wyszło. Alex tylko jeszcze bardziej się zdenerwował.
- Chłopie, serio wychodziłem. -Zero próbował mi pomóc.
- Tak, bardzo.
Pełen negatywnych emocji, wybiegł z mojego pokoju. Spojrzałam na Zero, Zero spojrzał na mnie. Jak na komendę zaczęliśmy biec za nim.
* * *
Trudno było go nie zgubić. Jakby nie uciekał na ślepo, ale biegł w określonym kierunku. To znikał za drzewami, to skręcał w jakąś nieużywaną ścieżkę. W sierść zaplątało mi się kilka gałązek. Nagle zza drzewa wyszła Tyvsa. Wpadłam na nią. Przeturlałyśmy się kawałek. Wyciągnęła pazury, ale w ostatniej chwili zorientowała się, że to ja.
- Elena? Co ty tu robisz? -zapytała.
- Gonimy Alexa.-odparłam zgodnie z prawdą.
- Co?!-Nie była tym zachwycona.-Co on zmalował?
- Nic. Po prostu się wkurzył. Być może to moja wina.
Zrobiłam skruszoną minę. Na pysku Alfy pojawiło się zrozumienie.
- Biedny Alex.-mruknęła do siebie. Tyvsa chyba wiedziała, coś o czym ja nie.-Musimy go szybko znaleźć.
- Oczywiście.
Ruszyliśmy za nim. Ślady powoli się zamazywały. Zero pobiegł przodem. Nagle zatrzymał się.
- Co się stało?-zapytałam. Zero napiął się.
- Zranił się.
- Skąd to wiesz? -zapytała Tyvsa.
- Czuję krew. -odpowiedział, jak w transie.
- Prowadź. -rozkazała. Zero powąchał powietrze i skręcił w bok. Zero prowadził nas. Biegliśmy tak pół godziny. Nie zmęczyłam się. Rok w samotności, na pastwie okrutnej natury wzmocnił mnie. Mogłam biec godzinami i nawet się nie zmęczyć. W końcu go znaleźliśmy. Wszędzie były spalone drzewa i krzaki. Był tu pożar. Wszędzie unosiła się czerwona mgiełka. Ten kto wywołał ten ogień, musiał być naprawdę zły. Alex siedział w jakiejś jaskini. Patrzył na coś w środku. Gdy podeszliśmy do niego, nawet się nie odwrócił.
- Ona jest taka, jak ja. -wyszeptał. Spojrzałam w głąb. W środku leżała jakaś wadera. Była koloru ciemnego szarego z niebieskimi kółkami na ciele. Kolejna wytatuowana. Jednak nie można było określić czy jest ładna. Cała była poparzona, a w niektórych miejscach widać było skórę.
- Nie widzę podobieństwa. -szepnęłam. Bałam się ją obudzić.
- Ona ma znak. -powiedział Alex. Dopiero teraz zauważyłam, że wadera w okolicach bioder ma wypalone miejsce w kształcie płomienia. U Alexa widziałam takie samo, ale dotąd bałam się zapytać. Nagle wilczyca obudziła się. Zamrugała oczami. Były błękitne, jak kolor morza. Wzięła głęboki oddech. Już miała coś powiedzieć, ale oczy stanęły jej w słup. Zrobiłam krok do tyłu. Jej usta wypowiedziały słowa:
''Mars niedługo wojnę wypowie
Do walki poprowadzi przodków mrowie,
Bez wybrańców 7 przygotowania
Śmierć zostanie ofiarowana".
Jej aura sięgała ku nam. Nie była normalna. Świeciła się na złoto.
- To delfy.-powiedziałam bezgłośnie. Nikt tego nie usłyszał. Wadera wróciła do żywych. Jej oczy znowu były zwykłe.
-7 wybrańców?- zadał nagle Alex, wadera chciała coś odpowiedzieć, ale Tyvsa jej przerwała:
-Ja, San, Maki, Seuś, Auriel,- zrobiła smutną minę- Demetire i Nico. Dzieci bogów, najsilniejsi z chodzących po ziemi. Mający moce, których "nie da" się przezwyciężyć.
W głębi serca wiedziałam, że to nieprawda. Nie wszyscy, których wymieniła.
-Czyli mamy posłać dzieci na wojnę?- oburzył się Alex, a Alfa spojrzała na niego spode łba. Mi też nie podobało się, że Demetire i Nico będą odgrywali w tym jakąś rolę. To przecież jeszcze dzieci.
-Myślisz, że mi się to podoba! To jak muszę zostawiać dzieci na pastwę losu! Nie! To moje dzieci nie twoje, to ja tu powinnam narzekać! -wykrzyknęła Tyvsa. Alex i Tyvsa mierzyli się wzrokiem. Zero cicho przysłuchiwał się ich kłótni. Nikt oprócz mnie nie zwrócił uwagi, na to że wadera bezgłośnie się ulotniła. Ja również wyszłam. Zobaczyłam ją przy jeziorku. Wilczyca powoli weszła do wody. Przyglądałam jej się. Z jej piersi wydobył się okrzyk.
- Co ty robisz? -zapytałam. Wokół niej w wodzie pojawiła się czarna ciecz. Odwróciła głowę w moją stronę. Chyba bała się odpowiedzieć. Moja twarz była nieprzenikniona. W końcu odpowiedziała:
- Leczę się.
Nie zdziwiło mnie to. Im bardziej rozwijałam swoją moc, tym bardziej potrafiłam czytać wiadomości o danej osobie. Co lubi, czego nie... jaką ma moc. Od niej czuć było wodę. Krystaliczną i czystą.
- Twój żywioł to woda. Uzdrawia cię, pomaga ci się schować. Potrafisz też zmienić swoje ciało w wodę. -wyrecytowałam, jak z kartki. Zrobiła zdumioną minę.
- Skąd wiesz? -spytała zaskoczona. Wzruszyłam ramionami.
- To nie istotne. Jak masz na imię?
- Listeria.
Powiedziała to niechętnie, jakby z ociąganiem. Być może bała się, że ją zabiję. Miałam do tego pełne prawo.
- Co się stało? Czemu się tu znalazłaś? Domyślam się, że to coś związanego z Marsem.
Skrzywiła się. Już nawet wyobrażałam sobie jej myśli. Skąd ona to wszystko wie? Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Nie wiem czy mogę ci zaufać.-rzuciła.
- Mogę ci dać gwarancję, że cię nie zabiję.
- Ale oni mogą. -zaoponowała. Spojrzałam w ich kierunku. Listeria miała rację. Na ich decyzję nie mogłam nic poradzić.
- To fakt. Ale mogę ci przynajmniej dać czas na ucieczkę, jeżeli mi opowiesz tą historię.
Przez chwilę kalkulowała to w głowie. Wyszła z wody i podeszła do mnie.
- Dobrze. Wszystko zaczęło się od tego, że obudziłam się w lochu. Drzwi były otwarte. Nie było też strażników. Wyszłam na świeże powietrze. Nie do końca kontaktowałam co się wokół mnie dzieje. Nagle wszystko zaczęło płonąć. Słyszałam tylko jego śmiech. Okrutny i złowrogi.
W jej oczach prawie można było dostrzec płomienie buchające w górę, w gorące, rozgrzane powietrze.
- Ogień trawił wszystko, wokół mnie. Schroniłam się w jaskini. Mam tylko nieprzyjemne wrażenie, że Mars chciał, żebym uciekła.
Spojrzałam na Alexa. Coś mówił do Tyvsy. A jeżeli to prawda? Jeżeli Alex też został uwolniony specjalnie? Bałam się o niego.
- On też uciekł Marsowi.-wydusiłam, wskazując na niego. Listeria spojrzała w jego stronę.
- On jest taki, jak ja.
Usłyszałam to po raz drugi dzisiejszego dnia. I po raz drugi przeszedł mnie dreszcz.
<Listeria, Alex, Tyvsa i Zero>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz